wtorek, 15 listopada 2011

Wenezuela kraj w którym benzyna jest tańsza od wody. Tańsza 10 razy.

Moja podróż do Wenezueli trwała prawie 3 dni. Pierwszego dnia wylot z Warszawy do Kopenhagi, parę godzin na lotnisku, wylot z Kopenhagi do Keflaviku na Islandii i następnego dnia firmową taksówką ;) Keflavik-Halifax-Porlamar. Lotnisko w Porlamar to główny port na Margaricie. Miesiąc temu dla mnie nazwa Margarita to była nazwa pizzy i drinka! Żartuje :) O Perle Wenezueli słyszałem dość dawno. Wspomnienia z wakacji znajomych przebijały się przez myśli gdy sprawdzałem co oznacza PMV. Było to Airport Porlamar, Margarita.

W Warszawie wówczas temperatura oscylowała około 0*C, w Keflaviku 5*C a na Margaricie o 12 w nocy około 30*C!

DSCF2946-2011-11-15-16-46.jpg


Wylądowaliśmy około 11 w nocy. Szybko pożegnaliśmy pasażerów, przekazaliśmy samolot następnej załodze i ruszyliśmy w drogę do hotelu. Gdy tylko opuściliśmy lotnisko czekała na nas wielka przygoda! Tydzień na Margaricie!

Pierwsze słowa jakie pamiętam które usłyszałem od Kapitana
- Tutaj w Wenezueli jest bardzo niebezpiecznie. Będziemy mieszkać w małym strzeżonym miasteczku, zielonej strefie. Są bardzo duże podziały społeczne i nikt nie chce aby coś się nam stało. Jeśli chcecie oddalić się od Hotelu proszę poinformujcie mnie o tym, gdzie chcecie się udać. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie. Nigdy nie chodźcie w pojedynkę. Uważajcie na siebie.
- przynajmniej ktoś o nas zadbał

Kierowca busa jak zwykle bywa jechał jak szalony!
Objechaliśmy lotnisko, przejeżdżając koło początku pasa startowego i skręciliśmy w boczną drogę. Minęliśmy budkę strażnika i po 20 min drogi dojechaliśmy do hotelu. Dostajemy klucze do pokoju, wymieniamy się numerami i lecimy zmienić mundury na cywilne ciuchy i godzinkę później pijemy winko w jednym z barów na plaży. Jest ciemno. Słońce zachodzi około 18 i wstaje około 7. Jesteśmy bardzo blisko równika.

W pokoju klimatyzacja działa perfekcyjnie więc po mimo prawie 30*C na zewnątrz wreszcie mogę się wyspać po długim locie. Ponad 9h jako załoga pracująca.

DSCF2956-2011-11-15-16-46.jpg


Następny dzień to plaża ,słońce ,leżenie ,opalanie się spacerki po plaży i kąpiel w wodzie o temperaturze gotującej się zupy ;)

DSCF2941-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF2954-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF2955-2011-11-15-16-46.jpg


Drugiego dnia płyniemy na sąsiednią wysepkę Coche Island. Dużo mniejsza niż Margarita o powierzchni kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych jest oddalona o 30 min rejsu przerobionym kutrem rybackim. Płyniemy cieśniną pomiędzy Coche a Margaritą. Gdy zbliżamy się do brzegu obok nas szybują niepostrzeżenie kormorany i mewy. Dobijamy do przystani-mostku. Im były bardziej bujało łodzią tym bardziej byliśmy zadowoleniu, świetna zabawa.

Wysiadamy na stały ląd. Po powitalnym drinku Fruit Punch zostawiam część rzeczy u znajomych z załogi i wybieram się do sąsiedniej wioski rybackiej. Jest oddalona o mniej więcej 2-3 kilometry. Widać pomost, parę łódek i wiele małych kolorowych domków. Mijam plażowiczów opalających się i leżących plackiem. Idę idę idę zbierając muszelki. Woda robi się coraz bardziej mętna plaża bardziej zaniedbana.

DSCF3071-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3086-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3097-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3104-2011-11-15-16-46.jpg


Po chwili znalazłem się w małej wiosce. Stacja benzynowa na której można kupić tylko benzynę, Samochody które mają po 30-40 lat. Słowem ludzie nie za bardzo lubią wydawać pieniądze. Krajobraz przypomina bardziej Ruandę a nie perłę Wenezueli. Średnie dochód jednego Wenezuelczyka to około 150$ miesięcznie. Jednak ludzie tutaj pomimo skrajnego ubóstwa są bardzo szczęśliwi. Domy są pokolorowane barwami tęczy. Gdy tylko odjedzie się z głównej drogi lub kurortu można to dostrzec. Każdego kogo się spotka jest bardzo miły i uprzejmy. Gdzie ta przestępczość ja się pytam ;) Mijam kolejne łodzie które przybiły do brzegu i tam pozostały, piękne malutki dzieci, bez sforne psy, samochody który bliżej do złomowiska niż jako środek transportu. W pewnym momencie moje ciało domaga się czegoś do picia. Krążę po uliczkach ale nigdzie nie mogę się dopatrzeć żadnego sklepu. Wracając dostrzegam budynek z stojącymi przed nim rzędami skrzynek z napisem Coca Cola. Podchodzę bliżej po dość stromym podjeździe ku górze. Pytam się czy mógłbym dostać coś do picia. Na twarzy kobiety z którą rozmawiam
rysuje się znak zapytania po czym wstaje i udaje się do wejścia. Gdy przekraczam próg budynku zaczynam ją rozumieć, nie trafiłem do sklepu lecz do prywatnego domu. Przechodzimy na werandę gdzie w cieni dużego drzewa znajduje się lodówka. Wyjmuje z niej butelkę z mlecznego plastiku i nalewa wody do błękitnego kubka i podaje mi z uśmiechem.
Dom składa się z trzech części. Pierwszy pokój z wejściem w którym znajduje się tylko mały ołtarzyk z Matką Boską i kilkoma krzesłami bardzo przestronny około 40-50 metrów kwadratowych.
Drugi pokój połączony z pierwszym przejściem ma małą kuchnie i 2 miejsca do spania oraz hamak. Weranda przestronna jak dwa poprzednie pokoje, mała kuchnia, samochód oraz miejsce zabawy dla dzieci. Zostawiam na blacie 1$ i wychodzę żegnając się oraz dziękując. Czas na powrót do reszty załogi.

Resztę dnia spędzamy pluskając się w wodzie później pobliskim basenie, popijając Pina Coladę i kręcąc filmy a także robiąc zdjęcia.

Wieczorem wracamy pokonując dość duże fale i ku naszej uciesze latając w górę i dół prawie rozbijając sobie zęby.

DSCF3105-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3107-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3108-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3110-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3112-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3116-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3160-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3257-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3007-2011-11-15-16-46.jpg


Kolejne dni spędzam na plaży, spacerując, czytając książki i robiąc zdjęcia. Któregoś dnia wynajmujemy samochód z kierowcą na wycieczkę do okoła wyspy. Kierowca ma na imię Paul a samochód Toyota Land Cruiser. Paul ma jak później dowiadujemy się 40 lat chociaż wygląda na wczesne 30 lat. Urodził się na Maderze. Mojej Maderze którą tak uwielbiam! Toyota miała ponad 800 tys kilometrów przebiegu i pomimo tego była w doskonałym stanie.
To jest powód dlaczego te samochody są wykorzystywane w najbardziej odległych zakątkach świata. Zarówno one jak ich kierowcy świetnie się trzymają! Zatankowanie baku nawet do tak dużego samochodu kosztuje w Wenezueli 2-3 dolary! Całego baku! Paul opowiada nam po drodze o życiu na Margaricie.

Kilku miesięczne samochody są droższe niż nowe z salonu. Dzieje się tak ponieważ jest tak duże zapotrzebowanie na nie i czas realizacji zamówienia zaczynają się o 9 miesięcy do prawie 1,5 roku.
Ciekawostką jest także że mieszkaniec Wenezueli może mieć tylko ograniczoną ilość dolarów. Może posiadać 1,5 tysiąca dolarów. Jeśli chce więcej to albo może kupić na czarnym rynku albo zrobić interes z turystami którzy chcą kupić tutejszą walutę - Boliwary za dolary. Teoretycznie handel dolarami na terenie Wenezueli jest zakazany oprócz licencjonowanych kantorów lecz praktycznie na każdym rogu można wymienić boliwary na dolary. Oficjalny kurs obecnie to koło 4 boliwarów za 1$ a na czarnym rynku dwa razy tyle!
W Wenezueli nie ma bieżącej wody. Woda jest dostarczana na Margaritę drogą wodną raz na 3-4 dni i każdy dom musi mieć własny system przechowywania wody. Bardziej zamożni mają zbiornik znajdujący się w pod ziemią i elektryczną pompę która zasila cały dom. W większości jest to jednak zbiornik na dachu domu a woda jest dostarczana z pomocą grawitacji.

S0012980-2011-11-15-16-46.jpg

S0012981-2011-11-15-16-46.jpg

S0012983-2011-11-15-16-46.jpg

S0012984-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3282-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3290-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3295-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3296-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3298-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3299-2011-11-15-16-46.jpg


DSCF3300-2011-11-15-16-46.jpg


Gdy byliśmy w drodze na lotnisko troszkę było mi smutno ,że wyjeżdżam z tego pięknego miejsca. Przelatywały mi obrazy z znajomymi których poznałem. Rezydentki jednego z największych biur podróży które z nami leciały do Margarity. Poznaliśmy się na naszym pokładzie, spotkaliśmy się później całkowicie przypadkiem. Rosjankę kelnerkę z jednych z beachbarów (przemyciłem ją na drugim zdjęciu od góry, leży oparta o pomost), taksówkarzy którzy zaczepiali nas za każdym razem gdy tylko wychodziliśmy z hotelu. Inną kulturę, inną mentalność ludzi którzy mieszkają zdecydowanie poniżej choćby polskich standardów ale dużo lepiej się z tym czują.

Na lotnisku mieliśmy kolejną niespodziankę ponieważ po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa straż lotniska chciała przeszukać nasze bagaże choć już skanowali je promieniami rentgena. Nie pomogła nawet interwencja Kapitana.